Wino jak lekarstwo dla ciała i duszy
Nie mogłam się powstrzymać. Choć opowieść o winie, bądź co bądź w stanie błogosławionym, to swego rodzaju katorga, postanowiłam być twarda. Dam radę – pomyślałam – w końcu samo wspomnienie o bogactwie smaku, aromatach i dobrym humorze raczących się nim biesiadników dodaje sił. Muszę się przyznać, że odkąd dane mi było posmakować domowej produkcji trunków naszych przyjaciół i ich rodzin, nie tykam się w zasadzie tych dostępnych w sklepach.
Dla mnie wino i Gruzja to nierozerwalne połączenie. To jak krwioobieg Gruzinów, istota i styl ich życia. Możesz nie mieć pracy, żyć bardzo skromnie, ale zawsze masz sąsiadów, z którymi wciąż od najmłodszych lat mieszkasz na jednej ulicy, czy przyjaciół, którzy jak bracia pozwolą ci przetrwać trudne chwile i z którymi spędzisz niekończące się godziny za stołem. I nie zabraknie tobie ani, być może skromnego, ale jakże zachwycającego swą prostotą, jedzenia, nie zabraknie też wina. Najczęściej właśnie domowej roboty. I piszę to z perspektywy osoby, która nie ma w zasadzie do czynienia z Gruzinami zajmującymi się turystyką.
Wracając do wina…
Ponieważ moje miejsce na gruzińskiej ziemi to Tbilisi, tutaj właśnie miałam okazję już dwukrotnie mieć swój skromny udział w swego rodzaju rytuale związanym z robieniem własnego wina. Tak, właśnie w stolicy! I naprawdę z dużą atencją jeśli chodzi o cały proces, jego kolejne etapy, częstotliwość, zachowanie właściwej temperatury czy warunków sanitarnych! Wiem, że z tymi warunkami sanitarnymi to może brzmi przesadnie optymistycznie, ale jak na gruzińską rzeczywistość i jednak warunki domowe, to podtrzymuję, że odkażanie i dezynfekcja np. wszelkiego rodzaju sprzętu winiarskiego, dla tych którzy przykładają do tego wagę, jest możliwa nawet w Gruzji. Sama niejeden raz zostałam ofuknięta za swoją nieuwagę, a że dotknęłam czegoś co nie było odkażone, a że za późno dałam znać, że zbliżamy się do granicy osadu przy przelewaniu wina, itp.
Mimo wszystko muszę przyznać, że dałam się wciągnąć w szpony tego rytuału.
Proces produkcji
Być może znawcy złapią się teraz za głowę, gdyż wbrew oczekiwaniom nie opiszę tu jak produkowano wino wykorzystując w procesie dojrzewania gliniane naczynia zwane qvevri, nie będzie to również wino dojrzewające w drewnianych beczkach. W końcu to jednak stolica ;). Jedno wiem, że w ten proces włożone zostało całe gruzińskie serce, a efekt końcowy jest naprawdę imponujący, więc czego chcieć więcej.
Można oczywiście wybrać się do Kachetii, kolebki gruzińskiego wina, i stamtąd przywieźć winogrona. My jednak udaliśmy się na lokalny targ w Tbilisi w okolicach stacji metra Samgori gdzie przyjeżdżają rolnicy z różnych stron kraju ze swoimi zbiorami winogron.
Zakupiliśmy, bagatela, tonę winogron, która wbrew wyobrażeniom nie zajęła zbyt wiele miejsca w samochodzie dostawczym. Przy drugim podejściu było to już zaledwie 400 kg, a taka ilość spokojnie mieści się w taksówce.
A potem nadszedł długo wyczekiwany moment, czyli wreszcie przechodzimy do konkretów. Usprawnieniem w oddzielaniu gron od szypułek było na pewno użycie specjalnego urządzenia, którego wynajęcie wraz z obsługą kosztowało 100 lari (ok. 140 zł – cena uzależniona jest od ilości winogron do odszypułkowania i wynosi 10 tetri za kilogram). Już po niespełna godzinie pracy, zgniecione przez maszynę owoce wraz ze skórkami oraz pestkami z całej tony znajdowały się w specjalnych beczkach wypełnionych do wysokości 2/3 (nie więcej, gdyż cała zawartość podczas procesu fermentacji pracuje i podnosi się).
Tak dobiegł końca początkowy etap. Następnie rozpoczął się proces fermentacji trwający 2 tygodnie, podczas którego 3 razy dziennie należało mieszać starannie całą zawartość beczek. Po tym czasie fermentacja ustała. Wino zostało przelane do szklanych butli a następnie kilkukrotnie, w odstępach 2-tygodniowych było przelewane ponownie do czystych szklanych butli, aby pozbyć się tego co w naturalny sposób opadło na dno. Na ostatnim etapie do każdej butli wkrapianych było po kilka kropel gruzińskiego koniaku, który ma za zadanie pozbyć sie ewentualnych bakterii powstałych na powierzchni wina.
A co się stało z pozostałościami po procesie fermentacji winogron? Nic się nie zmarnowało. Zamknięte ponownie w beczkach oczekiwały na swoją kolej. Powstanie z nich potem słynna czacza. Ale o tym opowiem następnym razem.
Jeśli miałeś przyjemność uczestniczyć w Gruzji w produkcji wina, być może w winnicy a nie tak jak ja w mieście, podziel się swoimi wrażeniami!